niedziela, 29 marca 2015

1.


Kochane moje czytelniczki, chciałabym Was serdecznie zaprosić na mojego drugiego bloga, gdzie będą się pojawiały krótkie historyjki. Mam nadzieję, że znajdą się chętne osoby, które będą chciały to czytać. :) Liczę też na Waszą pomoc... Będzie mi bardzo miło, jeżeli w komentarzach pod każdą notką wpiszecie o kim ma być kolejna historia. :)
 Bez większego marudzenia zostawiam Was z pierwszą historią. Wesoła do końca, to może ona nie jest, ale liczę, że będzie się podobała. 
Pozdrawiam :*
P.S. Nie śmiejcie się z muzyki, którą umieściłam w tekście, pasowała mi tutaj idealnie, dlatego ją dodałam.

-Kochanie, czy ty na prawdę musisz jutro jechać po ten samochód? - kolejny raz w ciągu ostatnich kilku dni zaczęłam ten sam temat - Zobacz jaka jest pogoda. Śnieg pada, na drogach jest ślisko i niebezpiecznie. Nie możesz tego przełożyć?
-Lenka, za półtora miesiąca urodzi się nasz synek i potrzebujemy większego samochodu. - mój mąż podszedł do mnie i położył mi rękę na brzuchu - Poza tym druga taka okazja się nie szybko nie trafi. Do Tarnowa nie jest tak daleko, więc raz dwa wrócę. Tak w ogóle to przecież nie pojadę sam, bo zabieram Piotrka. Nie martw się już tak. - chcąc mnie uspokoić Kamil pocałował mnie w czoło
-Łatwo ci mówić. Nie lubię kiedy wyjeżdżasz i zostawiasz mnie samą. Boję się, po prostu. - odparłam nalewając sobie wody
-Nie masz się o co bać. - Kamil podszedł do mnie i przytulił do siebie - Słonko, nie chcę nic mówić, ale chyba ostatnio znowu powiększył ci się brzuszek. - no tak szybka zmiana tematu
-Jak możesz? W tym momencie się na ciebie obrażam. - z naburmuszoną miną odwróciłam się plecami
-Oj, przecież żartowałem. - czując łaskoczący oddech na szyi lekko się uśmiechnęłam - Jesteś najbardziej seksowną przyszłą mamusią jaką znam. Szkoda, że pani doktor zabroniła nam, niektórych rozrywek, bo chętnie wykorzystałbym cię dzisiaj.
-Nie dość, że nieuprzejmy, to jeszcze zboczony. Matko za kogo ja wyszłam. - złapałam się teatralnie za głowę - Ty już może lepiej usiądź, a ja odgrzeję ci obiad.
-Chyba mamy gości. - odezwał się mój mąż, kiedy rozległ się w mieszkaniu dźwięk dzwonka do drzwi - Pójdę zobaczyć kogo tam przywiało.
-Witam moją ulubioną przyszłą mamusię. - do kuchni wszedł zadowolony Piotrek, który tradycyjnie przywitał się buziakiem w policzek  - A co tak ładnie pachnie? - mogłam się spodziewać, że środkowy będzie głodny
-Akurat podgrzewam zupę pomidorową. Może masz ochotę? - zapytałam, chociaż odpowiedź była jednoznaczna
-Jeżeli, to nie problem. Pomidorowa w twoim wykonaniu jest obłędna.
-Nie podlizuj się już tak. Zamiast tego pomóż mi przekonać Kamila, żeby nie jechał jutro po ten samochód. - odezwałam się szukając w głowie odpowiednich argumentów - Pogoda jest fatalna i się martwię.
-A ta znowu swoje. - małżonek pokręcił głową - Lena ustaliliśmy już, że pojadę. Jeżeli martwisz się, że zostaniesz sama, to robisz to zupełnie niepotrzebnie. Jutro wpadnie do nas moja siostra, więc będziesz miała towarzystwo.
-Przecież nie o to mi chodzi. - rzuciłam ściereczką - Uparłeś się na ten głupi samochód, jakby to była najważniejsza rzecz na świecie. Przecież mamy czym jeździć.
-Lena, zrozum Kamila. - do rozmowy włączył się milczący dotąd Piotrek - Za chwilę urodzi się wam dziecko i będziecie potrzebowali czegoś większego. Do waszego samochodu nie zmieścisz wózka i innych potrzebnych rzeczy dla młodego. Poza tym to auto jest na prawdę w korzystnej cenie, dlatego żal nie skorzystać z takiej okazji. - głupia liczyłam na wsparcie przyjaciela, ale ten stanął po stronie kumpla
-Jakoś to do mnie nie trafia. Widzę, że nie mam szans z męską koalicją. Skoro tak na wszystkim się znacie, to sami skończcie sobie obiad. Jestem zmęczona i chcę się położyć. - odezwałam się wychodząc z kuchni

Dlaczego nikt nie bierze pod uwagę mojego zdania? Nie chcę, żeby Kamil jechał i tyle. Ostatnio mam jakieś dziwne sny i przeczucia. Mój mąż jednak to ignoruje mówiąc, że to wszystko przez zbliżający się poród. Odkąd dowiedział się, że będziemy mieć syna, to totalnie zwariował. Kiedy byłam w piątym miesiącu ciąży, to już kupił dla dziecka najlepszy wózek ze wszystkich jakie były w sklepie, pokoik wyremontował tak, iż wygląda to wszystko prawie jak warsztat samochodowy czy coś takiego. Na ścianach samochody, motory i wszystko co jest związane z motoryzacją, identycznie wyglądają ubranka, pościele. Można po prostu zwariować. Ja niestety w tej kwestii nie miałam nic do powiedzenia. Kamil stwierdził tylko, że jak w przyszłości będziemy mieć dziewczynkę, to ja będę o wszystkim decydowała. Jakoś trudno mi w to uwierzyć.

Miałam się położyć, a tymczasem ciągle myślę o tym wyjeździe Kamila do Tarnowa. Gdybym wymyśliła chociaż jeden argument, który pozwoli mi zatrzymać go w domu. Niestety nic nie przychodziło mi do głowy. Po jakimś czasie usłyszałam, że ktoś wchodzi do sypialni. Nie odwracając się nadal spoglądałam gdzieś przed siebie. Czując rękę na moim brzuchu chciałam się odsunąć, ale w tym momencie mały zaczął kopać. Uśmiechając się lekko spojrzałam na męża i jeszcze raz poprosiłam go o zmianę planów. Ten tylko pocałował mnie w czoło, a potem przytulił. Czyżby ktoś tutaj zmądrzał? Niestety kolejny raz się pomyliłam. Wygląda na to, że moje zdanie się nie liczy. Byłam zła na to wszystko, dlatego cały wieczór minął w dość elektrycznej atmosferze.

Kiedy obudziłam się rano Kamila już nie było. Na stoliku nocnym znalazłam tylko kartkę. Wzięłam ją do ręki i nieco poprawiając się na łóżku zaczęłam czytać. "Kochanie przepraszam, że wyjechałem tak wcześnie, ale chcę jak najszybciej wrócić do domu. Lenka nie martw się wszystko będzie dobrze. W ogóle to nie powinnaś się tak denerwować. Popołudniu będę już w Rzeszowie, dlatego zapraszam na obiad do naszej ulubionej restauracji. Zadzwonię jak będziemy wracać. Kocham Cię, pamiętaj o tym. Buziaki Kami." Jakoś ten list mnie nie uspokoił, a wręcz przeciwnie jeszcze bardziej wkurzył. Mógł mnie chociaż obudzić, żebym mogła dać mu całusa na drogę. Niestety mój mąż najwidoczniej lubi decydować za innych. Opanowując zdenerwowanie wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki. Piętnaście minut później zrobiłam sobie śniadanie, a po nim zabrałam się za małe porządki w salonie. Sporych rozmiarów brzuch trochę mi przeszkadzał, ale jakoś dałam radę. Kiedy kończyłam przyszła moja szwagierka i jednocześnie najlepsza przyjaciółka. Oczywiście musiałam się wygadać, bo inaczej chyba musiałabym coś rozwalić.

-Nie wkurzaj się już na Kamila. Wiesz jaki on jest uparty. - no tak Basia oczywiście stanęła po stronie brata 
-Wiem i niestety to mnie najbardziej irytuje. Chociaż raz mógł ustąpić. - westchnęłam upijając łyk herbaty 
-Chyba za bardzo panikujesz. Lenka powinnaś się zrelaksować i przestać myśleć o najgorszym. To wszystko pewnie przez hormony. Zaczynam się bać, że do porodu wszyscy z tobą zwariujemy. - kolejna osoba, która bagatelizuje moje przeczucia
-Dziękuję za pocieszenie. W sumie to może masz rację. - odezwałam się po chwili, bo może faktycznie przesadzam z tym wszystkim - Nie wiem jak ty, ale ja mam ochotę na lody truskawkowe i ciastka imbirowe.
-A wiesz, że chętnie? To co ja skoczę do sklepu?
-Wszystko mam w domu. Jestem przygotowana na większość moich zachcianek. - z trudem podniosłam się z kanapy - Niestety potem waga niebezpiecznie pokazuje kolejne kilogramy. - zaśmiałam się człapiąc do kuchni
-Zawsze byłaś szczupła, więc pewnie szybko wrócisz do figury sprzed ciąży.
-Mam nadzieję. - zaśmiałam się niosąc nasz deser

Całe popołudnie minęło mi na miłych ploteczkach z Basią. Niby trochę się uspokoiłam, ale w środku ciągle czułam niepokój. Najbardziej wkurzałam się tym, że Kamil nie dzwonił. O tej porze to już dawno powinien wracać do Rzeszowa, przecież Tarnów to nie koniec świata. W końcu sama postanowiłam zatelefonować. Kilka sygnałów i nic. Ta sama sytuacja powtórzyła się kiedy wybrałam numer do Piotrka. To już całkowicie wyprowadziło mnie z równowagi. Chodząc nerwowo po pokoju co chwilę zerkałam przez okno z nadzieją, że mój mąż w końcu się zjawi. Moje zdenerwowanie odbiło się na dziecku, które zaczęło się wiercić w brzuchu. Siadając na kanapie starałam się chociaż trochę uspokoić. Około 20 usłyszałam dźwięk telefonu. Z bijącym sercem przycisnęłam zieloną słuchawkę.

-Dobry wieczór. Czy rozmawiam z panią Leną Kwietniewską? - po drugiej stronie usłyszałam głos jakiejś kobiety
-Tak, o co chodzi. - odparłam
-Dzwonię ze szpitala w Tarnowie. Dzisiaj popołudniu trafił do nas z wypadku pan Kamil Kwietniewski. - słysząc te słowa, aż musiałam usiąść 
-Co z nim? - zapytałam z bijącym sercem
-Niestety sytuacja nie jest najlepsza. Pan Kamil jest w ciężkim stanie. Wydaje mi się, że powinna pani przyjechać.
-Proszę mi podać adres. - odezwałam się nerwowo stukając palcem o kolano

Kiedy pani ze szpitala się rozłączyła poczułam jak łzy napływają mi do oczu. Ciągle w mojej głowie słyszałam słowa, że Kamil miał wypadek. Wiedząc, że jest w ciężkim stanie zaczęłam strasznie panikować. Jak ja się teraz dostanę do Tarnowa? Minęło kilka minut zanim zaczęłam w miarę racjonalnie myśleć. W końcu wybrałam numer do Baśki i o wszystkim jej powiedziałam. Nim zdążyłam się ubrać w mieszkaniu zjawiła się moja szwagierka. Nie chcąc tracić czasu ruszyłyśmy w drogę. Jadąc do szpitala cały czas próbowałam się dodzwonić do Piotrka. Miałam nadzieję, że on wie coś więcej o wypadku. Niestety mogłam sobie porozmawiać tylko z automatyczną sekretarką. Godzinę później byłyśmy na miejscu. Wpadając na rejestrację zaczęłam nerwowo wypytywać o Kamila. Pani pielęgniarka skierowała nas na trzecie piętro. Tam na korytarzu zauważyłam siedzącego Piotrka.

-Do cholery dlaczego nie odbierałeś? Co z Kamilem - krzyczałam szarpiąc przyjaciela za ramię
-Nie mogłem zadzwonić, bo zostawiłem telefon w domu.  Lenka uspokój się. Pamiętaj, że jesteś w ciąży. - spoglądając na zadrapania na twarzy siatkarza zrobiło mi się go żal
-Jak mam być spokojna, jak mój mąż leży w szpitalu? - odparłam łapiąc się za głowę -  Piotrek powiedz mi co się stało?
-Wracaliśmy już do domu i jakiś idiota wyjechał z podporządkowanej. Niestety całe uderzenie przyjął na siebie Kamil. - chłopak schował twarz w dłonie i zamilknął na chwilę 
-Jechałeś razem z nim? - zdziwiłam się, bo do Rzeszowa mieli wracać dwoma samochodami
-Tak, bo ostatecznie nie kupiliśmy tego samochodu. Miałaś rację, że nie powinniśmy jechać do tego pieprzonego Tarnowa. Dlaczego cię nie posłuchaliśmy? - środowy uderzył pięścią w ścianę
-To już nie ma znaczenia. - odezwałam się klepiąc Pita po ramieniu - Nadal nie wiem co dokładnie stało się Kamilowi. Powiedz mi wszystko co wiesz. 
-Lenka, jego stan jest niestety bardzo poważny. Więcej dowiesz się jak porozmawiasz z lekarzem. O akurat wychodzi z sali.
Zostawiając przyjaciół podeszłam do lekarza. Już po jego minie wywnioskowałam, że sytuacja jest poważna. W końcu doktor powiedział mi jaka jest prawda. Kamil ma uraz głowy, złamaną nogę i wielonarządowy uraz brzucha. Aktualnie jest po operacji i decydujące będą najbliższe godziny. Niestety mój mąż stracił  też sporo krwi. Te wszystkie informacje sprawiły, że nie wytrzymałam tego i w konsekwencji zemdlałam. Po jakimś czasie obudziłam się na niewygodnym łóżku. Miła pielęgniarka podała mi jakąś tabletkę na uspokojenie. W kółko nad głową słyszałam, że powinnam się uspokoić, bo w moim stanie stres jest niewskazany. Niestety ja tak nie potrafię. Kiedy poczułam się lepiej wymusiłam na lekarzu zgodę na odwiedzenie Kamila. Widząc mojego męża podłączonego do tych wszystkich aparatur, aż się popłakałam. Siadając na krzesełku złapałam go za rękę.

-Kochanie błagam obudź się. - szepnęłam przytulając jego dłoń do policzka - Proszę cię nie wywiń mi żadnego numeru. Pamiętaj, że niedługo urodzi się nasz synek i musimy go razem wychować. Ja bez ciebie sobie nie poradzę. - mówiąc to cały czas po policzkach spływały mi łzy - Kamilku bardzo cię kocham i przepraszam za wczoraj.

Po godzinie siedzenia zorientowałam się, że coś się dzieje. Momentalnie w sali zjawili się lekarze. Pielęgniarka starała się mnie wyprosić, ale nie dałam za wygraną. Nie chciałam ani na moment zostawić Kamila samego. Wszystko to co się teraz działo dookoła było jak zły sen. Po jakimś czasie usłyszałam denerwujący, jednostajny głos dobiegający z monitora, na który widniała prosta kreska. Zaczęłam krzyczeć jak opętana. W tym momencie świat przestał dla mnie istnieć. Właśnie straciłam najważniejszą osobę w moim życiu. Spoglądając na miny lekarzy, czułam jak łzy zaczęły mi napływać do oczu. Wyrywając ramę z uścisku pielęgniarki podeszłam do łóżka, gdzie leżał Kamil. Głaszcząc delikatnie jego policzek schyliłam się i złożyłam na ustach męża ostatni pocałunek. Wychodząc z sali nie mogłam opanować łez. Osuwając się po ścianie chciałam umrzeć tak jak mój ukochany Kamilek. Czując jak Piotrek mnie obejmuje, wtuliłam się w niego i jeszcze bardziej zaczęłam płakać.

Minęło sporo czasu zanim zdążyłam minimalnie się uspokoić. Sama nie wiem jak znalazłam się w Rzeszowie. Na noc została ze mną Basia, która cały czas mnie pilnowała. Nafaszerowana jakimiś lekami uspokajającymi położyłam się w swoim łóżku, w którym przeleżałam kolejne dwa dni. Nie interesowało mnie kompletnie nic. Zamknęłam się w sypialni i cały czas przeglądałam zdjęcia, na których był mój mąż. Każda rzecz dookoła przypominała mi o ukochanym, dlatego nie mogłam się pozbierać po tym wszystkim. Najchętniej przesiedziałabym w samotności resztę swojego życia, ale musiałam zmobilizować się i jakoś poradzić sobie z pogrzebem. Całe szczęście, że teściowie i szwagierka się tym zajęli, bo ja kompletnie się do tego nie nadawałam. Nie spodziewałam się, że będę musiała pochować własnego męża. Najgorsze były jednak te wszystkie wyrazy współczucia. Nikt nie jest w stanie zrozumieć tego co teraz czuję. Kochałam Kamila najbardziej na świecie, był moją miłością, a teraz go nie będzie...

Przez kolejne tygodnie prawie w ogóle nie wychodziłam z mieszkania. Codziennie miałam za to jakieś odwiedziny, ale zbywałam bliskich najszybciej jak się dało. Wszystko zmieniło się w nocy drugiego marca. Obudziłam się o trzeciej nad ranem czując jakieś dziwne skurcze. Pomyślałam jednak, że to normalne. Z czasem jednak czułam się coraz gorzej. Ból był nie do wytrzymania. Całe szczęście w mieszkaniu naprzeciwko mieszka Piotrek. Ostatkiem sił doszłam do drzwi i nacisnęłam dzwonek. Przyjaciel bardzo szybko otworzył i widząc w jakim jestem stanie zaczął działać. Pomógł mi się ubrać, zabrał przygotowaną wcześniej torbę, a potem biorąc mnie na ręce zaniósł do samochodu. Po kilkunastu minutach byliśmy w szpitalu. Bałam się jak cholera porodu, ale dałam radę. Trzy godziny od przyjęcia na oddział na świecie pojawił się mój synek. Kiedy pielęgniarka położyła mi go na brzuchu popłakałam się ze szczęścia. Po jakimś czasie zostałam przewieziona na normalną salę, gdzie mógł mnie odwiedzić Piotrek.

-Zmęczona? - przyjaciel usiadł obok mnie 
-Tylko troszkę. Niedługo przywiozą tutaj mojego synka, to będziesz mógł go zobaczyć. - odparłam bardzo zadowolona 
-Witam szczęśliwych rodziców. - do sali weszła pielęgniarka z dzieckiem - Może tatuś chciałby wziąć syna na ręce.
-Ja nie jestem jego ojcem. - Piotrek był bardzo zmieszany słysząc te słowa
-Przepraszam. - pielęgniarka spuściła wzrok
-Niech pani nie przeprasza. - uśmiechnęłam się delikatnie - Mój mąż zmarł miesiąc temu. - dodałam już bardziej poważnie - W sumie Piotrek jest ojcem, tyle, że chrzestnym.
-To ja już nie przeszkadzam. Zajrzę za jakiś czas. - kobieta dość szybko opuściła salę 
-Jaki on malutki. Ma takie oczy jak ty. - Piotrek nie mógł oderwać wzroku od mojego synka - Masz już imię?
-Wcześniej z Kamilem planowaliśmy, że będzie Antoś, ale teraz chciałabym, żeby mój syn miał imię po ojcu. - odparłam poprawiając Juniorowi czapeczkę 
-Uważam, że to doskonały pomysł. - po tych słowach przyjaciel na chwilę zamilkł - Nadal nie umiem pogodzić się z jego odejściem. Czuję się winny, bo mogłem wtedy stanąć po twojej stronie i jakoś odwieść Kamila od tego wyjazdu. - środkowy wstał i podszedł do okna
-Piotrek, to nie twoja wina. - odezwałam się najspokojniej jak umiałam -  Miałam ostatnio sporo czasu na przemyślenia. Nadal nie pogodziłam się ze śmiercią Kamila, ale widocznie tak miało być. Boję się tylko, że sobie nie poradzę z dzieckiem i całą resztą. Nie wiem co będzie z pracą, po moim powrocie z urlopu macierzyńskiego.
-Lenka dasz sobie radę, bo masz dla kogo walczyć. Ten maluch potrzebuje silnej mamusi. - siatkarz podszedł do młodego i pogłaskał go lekko po policzku 
-Dziękuję. Mam do ciebie ogromną prośbę. Byłeś najlepszym przyjacielem Kamila, teraz zostaniesz chrzestnym mojego synka. Wiem, że to głupio zabrzmi, ale czy mógłbyś chociaż w jakimś stopniu zastąpić ojca temu maluszkowi? - zapytałam spoglądając niepewnie na przyjaciela 
-Obiecałem to Kamilowi zanim zabrali go do szpitala. Możesz na mnie liczyć w każdej sytuacji.
-Jesteś wspaniałym facetem. Twoja przyszła żona będzie miała wielkie szczęście. - uśmiechnęłam się, poprawiając się na dość niewygodnym łóżku
-Nie przesadzaj, bo się zarumienię. Ja cię bardzo przepraszam, ale muszę uciekać, bo za godzinę mam trening. Wpadnę później. Trzymaj się mamusiu. - Piotrek dał mi buziaka w policzek na pożegnanie i skierował się w stronę drzwi
-Dziękuję, że mi znowu pomogłeś. - westchnęłam kiedy zostałam sama

Nie wiem co bym zrobiła, gdyby nie Piotrek. Pewnie, gdyby nie on spanikowałabym i nie wiedziała co zrobić. Na szczęście zawsze obok mam przyjaciela, który pomoże. Jego opanowanie podziałało na mnie bardzo uspokajająco. Kiedy zostałam sama mogłam się zdrzemnąć na chwilę. Mały też spał, więc chwila odpoczynku mi się należy po dość intensywnym poranku. Ledwo zamknęłam powieki, a już odpłynęłam w krainę snu. Nagle znalazłam się w moim ulubionym parku. Na ławeczce, którą zwykle wybieram, żeby odpocząć siedział Kamil i na rękach trzymał naszego synka. Chciałam podejść bliżej, ale nie mogłam. Mogłam tylko z daleka przyglądać się temu obrazkowi. Widząc uśmiech mojego męża poczułam jakiś dziwny spokój. Budząc się początkowo nie wiedziałam gdzie jestem. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to był tylko sen, ale za to jaki przepiękny.

Ze szpitala wyszłam po trzech dniach. Na szczęście w domu mogłam liczyć na pomoc rodziców i teściów. W wolnych chwilach na zmianę wpadali Baśka i Piotrek. Czując wsparcie bliskich było mi lżej. Miesiące mijały mi bardzo szybko. Mały Kamilek rósł jak na drożdżach, coraz bardziej przypominając swojego tatusia. Oczywiście było mi ciężko bez męża, jednak musiałam dać radę. Najgorsze były wieczory, kiedy synek już spał. Właśnie wtedy najbardziej dokuczała mi samotność. Chyba przy życiu trzymało mnie tylko i wyłącznie dziecko, które potrzebowało mojej miłości. Kolejny raz w kryzysowej sytuacji mogłam liczyć na najlepszego przyjaciela. Mimo wielu własnych spraw, wyjazdów na reprezentację potrafił znaleźć dla mnie chwilę, żeby porozmawiać. Jego wsparcie było czymś na prawdę ważnym. Piotrek jako jeden z nielicznych wie jak poprawić mi humor. Za to wszystko jestem mu bardzo wdzięczna.

Wydawało mi się, że czas powoli zabliźnił rany. Niestety w pierwszą rocznicę śmierci Kamila znowu się rozsypałam. Wizyta na cmentarzu kosztowała mnie bardzo wiele, chociaż bywam tam kilka razy w tygodniu. Moi teściowie mieli mi za złe, że nie idę razem z nimi na mszę. Mało mnie jednak obchodzi czego oni chcą. Zdecydowanie bardziej wolę pobyć sama z mężem. Na dworze jest bardzo zimno dlatego postanowiłam, że nie będę zabierała ze sobą dziecka. Na szczęście moja mama wykazała się większym zrozumieniem i zajęła się wnukiem. Kiedy dotarłam w końcu na miejsce wszystkie wydarzenia tamtego dnia do mnie wróciły. Ocierając błąkającą się po policzku łzę, przyglądałam się zdjęciu Kamila. Właśnie tego uśmiechu brakuje mi na co dzień. Zapalając znicz zaczęłam opowiadać o naszym dziecku. Każdego dnia mam świadomość, że mój ukochany czuwa nade mną i swoim synkiem. Wracając do domu zastanawiałam się, czy kiedykolwiek będę w stanie ułożyć sobie życie z kimś innym. Jestem prawie pewna, że to się nigdy nie stanie.

Nim się obejrzałam, a zrywając kartkę w kalendarzu widniała data 2 marca. Rok temu na świecie pojawił się mały brzdąc, który wywrócił moje życie do góry nogami. Skoro mamy takie święto postanowiłam zorganizować przyjęcie. Zaprosiłam tylko rodziców, teściów, Baśkę i Piotrka. Razem z mamą uwijałyśmy się w kuchni jak mrówki, ale było warto. Pozostali goście pojawili się chwilę po 16. Początkowo było bardzo miło. Kamilek świetnie czuł się w roli bohatera dnia. Oczywiście Junior został obsypany górą prezentów. Mimo wielu ciekawych zabawek dzieciaczek upatrzył sobie duży samochodzik. Od razu zajął miejsce za kierownicą i udawał, że jest kierowcą. Patrząc na to miałam wrażenie, iż widzę jego tatusia, który na pewno byłby z niego dumny. Kiedy wieczorem położyłam synka spać zaczął się dla mnie koszmar. Moi rodzice i chrzestni pojechali do domu. Zostałam tylko z teściami. Teściowa zaczęła robić mi dziwne wyrzuty. Zostałam oskarżona o to, że już pewnie zapomniałam o Kamilu, bo za często się uśmiecham, przestałam nosić czarne ubrania na znak żałoby.

 -Nie rozumiem do czego mama zmierza. - przerwałam monolog teściowej
-Czego nie rozumiesz? Od śmierci Kamila minął zaledwie rok, a ty zachowujesz się jakby nic się nie stało. Nie uważasz, że to nie na miejscu?
-Ale przecież, ja nie robię nic złego. Może powinnam wiecznie chodzić zapłakana, lamentować? Przypominam, że mam syna i właśnie dla niego musiałam się pozbierać. - odparłam nerwowo
-Oczywiście, że musisz wychować syna, ale mogłabyś zachować chociaż odrobinę przyzwoitości. - teściowa nie dawała za wygraną i koniecznie chciała mi udowodnić na siłę, jaka jestem niedobra - Już nawet na cmentarz przestałaś przychodzić. Gdyby nie ja, to na grobie nie paliłby się nawet jeden znicz.
-Staram się być na cmentarzu chociaż raz w tygodniu. Zrozum, to w końcu, że ja muszę pozbierać się po tym wszystkim i zacząć żyć w miarę normalnie, bo mam dla kogo. 
-Przyznaj się, że masz już kogoś na boku. - te słowa podziałały na mnie jak płachta na byka

Słysząc coś takiego, aż krew we mnie zawrzała. Jak ona może coś takiego wygadywać. Zawsze miałam ją za porządną i mądrą kobietę, która ma klasę. Niestety strasznie się pomyliłam. Kamila nadal kocham i tak już pozostanie. Codzienne chodzenie, czy niechodzenie na cmentarz tego nie zmienią. Oczywiście jak zwykle musiałam odpowiedzieć teściowej tak, że aż zrobiła się czerwona ze złości. Awantura rozpętała się na dobre. Nie mogąc już dłużej słuchać tych wszystkich oszczerstw wyprosiłam gości z mieszkania. Nasze krzyki niestety obudziły śpiącego Juniora. Uspokajając się trochę poszłam zobaczyć co z Kamilem. Całe szczęście, że ponowne uśpienie poszło mi ekspresowo. Wracając do salonu usłyszałam pukanie do drzwi. Byłam niemal pewna, że to teściowa jeszcze po coś wróciła, więc otwierając je chciałam od razu przystąpić do ataku.

-To tylko ja. Mogę? - na korytarzu stał Piotrek
-Pewnie, wchodź. Przepraszam, ale jeszcze nie zdążyłam posprzątać. - zaczęłam się tłumaczyć, chociaż nie miałam do tego powodu
-Nie przejmuj się pomogę ci. - przyjaciel bez słowa zaczął zbierać ze stołu brudne naczynia - Lenka co jest?
-Właśnie przed chwilą miałam bardzo interesujący wykład. Moja teściowa zarzuca mi, że już nie pamiętam o Kamilu.
-Przecież to nie prawda. - środkowy odłożył trzymane w ręce naczynia i podszedł do mnie 
-Oczywiście, że nie. Ja chcę tylko zacząć jakoś normalnie żyć. Może to głupie, ale chciałabym jeszcze kiedyś poczuć, że ktoś mnie kocha. Wieczorami kiedy już Junior śpi dopadają mnie właśnie takie myśli. - westchnęłam skubiąc materiał sukienki
-Przecież to normalne. Jesteś piękną, młodą kobietą i masz prawo ułożyć sobie życie na nowo. - przyjaciel położył swoje dłonie na moich 
-Myślisz, że ktoś chciałby związać się z wdową i to na dodatek z dzieckiem? Nikt nie będzie chciał się w to ładować. Piotrek zejdź na ziemię. - odparłam biorąc się za sprzątanie
-Ja znam takiego jednego faceta. - Piotrek przerwał ciszę - To co powiem może przekreślić naszą przyjaźń, ale kto nie ryzykuje ten traci. Już od jakiegoś czasu zacząłem patrzeć na ciebie jak na kogoś więcej niż przyjaciółkę. Uwielbiam patrzeć jak zajmujesz się Kamilem, jak się uśmiechach, czy zakładasz niesforny kosmyk włosów za ucho. Lena ja się chyba w tobie zakochałem. - słysząc te słowa o mało nie wypuściłam z rąk szklanki 
-Piotrek co ty mówisz? Przecież ja jestem żoną twojego najlepszego przyjaciela. - podniosłam nieco głos, kręcąc z niedowierzaniem głową
-Pamiętam, że byłaś żoną Kamila, ale pomimo tego coś poczułem. Jestem świadomy, że zawsze będziesz go kochała i nie mam u ciebie szans. Przepraszam pójdę już do siebie.

Kiedy zostałam sama w mieszkaniu miałam totalny mętlik w głowie. Przecież to nie zdarzyło się to na prawdę. Siadając na kanapie analizowałam każde wypowiedziane przez Piotrka słowo. Przecież to jest jakieś irracjonalne. On nie może mnie kochać. To jest po prostu niemożliwe. A co z naszą przyjaźnią? Teraz to wszystko nie będzie miało sensu. Przymykając na chwilę oczy chciałam to jakoś ogarnąć. Sama nie wiem kiedy zasnęłam. Kolejny raz w ciągu ostatnich dni miałam dziwny sen. Znowu śnił mi się Kamil. Jak zwykle był wesoły. Jedyną różnicą było fakt, że podszedł do mnie i mocno przytulił, tak jak to robił kiedy żył. Po wszystkim odszedł machając mi na pożegnanie. Budząc się nie wiedziałam co to mogło znaczyć. Czyżby właśnie dostałam pozwolenie na rozpoczęcie nowego życia? Ponownie zaczęłam się zastanawiać nad wszystkim, co dzisiaj się wydarzyło. W sumie to już od jakiegoś czasu spędzaliśmy z Piotrkiem prawie każdą wolną chwilę. Lubiłam kiedy środkowy zajmował się Juniorem, jak uczył go chodzić. Kiedyś nawet przemknęło mi przez myśl, że moglibyśmy stworzyć rodzinę, ale szybko się za to skarciłam. Teraz to uczucie znowu powróciło. Nie wiem co mną kierowało, jednak nie zważając na godzinę zerwałam się z kanapy i poszłam do mieszkania Piotrka. Naciskając dzwonek czułam się jakoś dziwnie. To był chyba głupi pomysł. Kiedy miałam odchodzić drzwi się otworzyły. Nie czekając na reakcję chłopaka wpiłam się w jego usta. Zaskoczenie środkowego było ogromne. Mimo, że dochodziła druga w nocy wróciliśmy do mojego mieszkania i zaczęliśmy rozmawiać. W końcu doszliśmy do wniosku, iż powinniśmy zaryzykować.

-Już widzę co moja teściowa zrobi jak się o nas dowie. Pewnie nie da mi żyć. - odparłam
kładąc głowę na piotrkowe ramię 
- Znając ją będzie totalna masakra. - środkowy się zaśmiał, po czym nagle spoważniał - Mam pewien pomysł. W tym roku kończy mi się kontrakt w Resovii. Dostałem propozycję gry w Gdańsku i się nad nią poważnie zastanawiam. Jeszcze kilka godzin temu byłem zdecydowany wyjechać, ale teraz wszystko się zmieniło. W sumie gdybyś chciała, to moglibyśmy razem tam pojechać. - te słowa strasznie mnie zaskoczyły
-To bardzo trudna decyzja i nie mogę jej podjąć tak z dnia na dzień. Tutaj w Rzeszowie mam rodzinę, znajomych, a w Gdańsku będę kompletnie sama, nie licząc ciebie i Juniora.
-Ja cię do tego nie namawiam. Możemy zostać tutaj, nie ma problemu. - siatkarz złapał mnie za rękę 
-W sumie możemy zmienić otoczenie. - odezwałam się po chwili zastanowienia - Tam będzie nam łatwo wszystko zacząć od początku. To kiedy jedziemy?
-Po zakończeniu sezonu podpiszę umowę i pod koniec kwietnia możemy się przeprowadzić. Tylko pamiętaj, że ja od maja do września praktycznie cały czas będę na kadrze.
-Zdążę się więc zaaklimatyzować. - uśmiechnęłam się, po czym na chwilę zamilkłam - Wiesz, zanim przyszłam do ciebie śnił mi się Kamil. Przytulił mnie, a potem odszedł. Mam wrażenie, że to było coś w rodzaju pożegnania.
-Też śnił mi się Kamil. Ciebie przytulał, a w moje ręce Juniora, a potem odszedł uśmiechając się tak jak zwykle. To raczej nie był przypadek. Chyba dostaliśmy od niego zgodę na zbudowanie rodziny.
-Chyba tak. - odparłam przytulając się do Piotrka

Od tamtego wieczoru minęły już cztery lata. Junior jest rozbrykanym pięciolatkiem, który jest bardzo ciekawski. Już teraz widać, że kocha samochody jak jego tatuś. Oczywiście jest do niego coraz bardziej podobny. Jeżeli chodzi o mnie i o Piotrka to po pół roku związku wzięliśmy ślub. Po sezonie spędzonym w Gdańsku oboje stwierdziliśmy, że chcemy wracać do Rzeszowa. Tutaj w spokojnej i cichej okolicy kupiliśmy dom z dużym ogrodem. Oprócz tego za trzy miesiące na świat przyjdzie nasza córeczka. Jestem bardzo szczęśliwa z siatkarzem, chociaż w moim sercu zawsze będzie miejsce dla Kamila, mojej pierwszej miłości...